Zero no Tsukaima - przez zaklęcie ciężko będzie

W pigułce

 

Tytuł alternatywny: ゼロの使い魔
Rodzaj produkcji: Seria TV
Ilość odcinków: 13
Czas trwania odcinka: 22 – 25 min.
Rok wydania: 2006
Gatunek: Fantasy, Komedia, Romans
Główni bohaterowie: Louise de La Vallière, Saito Hiraga


Streszczenie


Louise jest czarodziejką drugiego roku Akademii Magii w Tristain - niewielkim państwie leżącym w równoległym świecie. Ze względu na swoje (dość nikłe) magiczne umiejętności, rówieśnicy przezywają ją zerem. Dziewczyna dzielnie to znosi, jednak struna zostanie niebezpiecznie naciągnięta podczas wiosny.

Każdy uczeń drugiego roku musi przejść przez rytuał przywołania chowańca i poznać swojego towarzysza życia. Całkiem normalne jest sprowadzenie salamandry, sowy, smoka… lub innego magicznego stworzenia. Jednakże, wspomniałam wcześniej - umiejętności magiczne Louise są nikłe. Za sprawą dziwnej plecionki słów przyzywa z Ziemi Saito Hiragę. Zwykłego człowieka.

Sytuacja dość opłakana. Louise od tamtej pory sądzi, że już nic nie może bardziej upokorzyć, a biedny Saito (który bez większego powodu wpadł w przysłowiowy kompot) próbuje odnaleźć sposób na powrót do domu.

Są jednak wydarzenia, ludzie i uczucia, których nie należy traktować z obojętnością. Zachęcam serdecznie do obejrzenia Zero no Tsukaima.

 

Odczucia


Proszę państwa, stało się! Odnalazłam "Harrego Pottera" w anime! Może i dyrektor szkoły nie nosi okularów połówek, a gadające miecze nawet w świecie magii nie są często spotykane… tylko co z tego? Czy fakt, że różdżka nie wybiera czarodzieja, statki latają po niebie, a zaklęcia są oparte na żywiołach coś zmienia? No i jest jeszcze ta niefortunna sytuacja ze światem równoległym…

No dobra, poddaję się. Chyba tylko obecność magii i szkoła dla obdarzonych talentem ma coś wspólnego z Harrym Potterem. Jednak bawiłam się świetnie przy tym anime, i nic tego nie zmieni. Tytuł w pełni zasługuje na miano komedii, a romans wywołał u mnie spore przeżycia. Dalej czuję motylki w brzuchu… (zastanawia mnie tylko jak i kiedy zdążyłam połknąć tyle włochatego robactwa)

Przedstawiono mi historię z jednej strony komiczną, z drugiej poważną. Reakcje, zachowania i słowa bohaterów mogły doprowadzić do śmiechowego potoku łez. Znalazłam tu też zaufanie, przyjaźń, ból po stracie, wierność, niepewność oraz miłość. Prawdopodobnie nie jest to nawet marna połowa tego, co uderzyło moje serce podczas oglądania.

Odczułam nawet swego rodzaju ból fizyczny… ze strachu aż poleciałam do apteczki po bandaż. Pomyślałam, że w razie konieczności zatamuję krwawienie.

Fabuła jest troszkę chaotyczna, ponieważ na początku napadnie na nas kilka wątków pobocznych. Dopiero później wkroczy główny. Połapać się w tym łatwo, lecz pierwsze odcinki troszkę nudzą (troszkę!). Są też pastelowe kolorki, które z umiarem dodają słodyczy (dzięki czemu nie czułam mdłości), oraz dość ciekawie wykreowani bohaterowie, różniący się od siebie niczym koszulki na pierwszym lepszym targu. Barwy różne, krój podobny, ale rozmiar taki sam… jest w czym przebierać, jeśli pasuje ci taki (rozmiar) klimat.

Moje odczucia są pozytywne. Zdaję sobie sprawę, że na pewno jest coś, z czego powinnam być niezadowolona. Po głębszych poszukiwaniach znalazła by się i taka wredna pluskwa. Jednak Zero no Tsukaima okazało się zbyt kojącym balsamem po Elfen Lied, i szukanie tego typu potknięć (jeśli chodzi o mnie) jest po prostu niewykonalne.

No dobra, jak mus to mus… w oczy uderzał fanserwis. Ja takich „dodatków” nie trawię. Odsłanianie tego, czego nie trzeba odsłaniać, jest kompletnie zbędne. Nie pasowało do klimatu, raziło po oczach i nie pasowało do… mówiłam to już? Ok, przejdźmy dalej.


Dla kogo?

 

Ogłaszam wszem i wobec, że wiekowo anime jest bez ograniczeń. Świetna komedia i nie mniej wciągający romans. Aż się łezka w oku kręci… ze śmiechu, bądź ze wzruszenia, co kto lubi. W moim wypadku było na przemian. Gdyby dodać jeszcze jakiś ciekawy wątek gatunkowy, wyszedłby z tego niezły warkocz uczuć.

Skoro o gatunku mowa, polecam zagorzałym fanom komedii. Przypadkowe (lub nie) piórka ze skrzydełek Amorka tylko potęgują doznania. Widzowie oddani romansom także znajdą coś dla siebie. Żyć nie umierać, życzę powodzenia!


Moja ocena


Muzyka 1/2
Z tym było chyba najgorzej. Pasowała jedynie treść piosenek. Opening wpadał w ucho, ale nie podbił mojego serca. Ending zaś kompletnie mi się nie spodobał.
Ścieżka dźwiękowa często była powtarzana. Tak jest chyba w każdym anime, ale tutaj aż za bardzo rzucało się w uszy.

Fabuła 1.75/2
Jak mówiłam, troszkę trzeba poczekać na główny wątek całego anime. W międzyczasie bohaterowie słodzić nam będą własnymi historyjkami i problemami… a biednego Saito często spotkamy przy balii z wodą piorącego bieliznę. Bezcenne.

Akcja 1.5/2
Niektóre momenty mnie zaskoczyły. Raz prawie się zapowietrzyłam, choć była to reakcja… raczej naturalna (w każdym razie dla mnie). Wiele tajemniczości zepsuto przez charakterystyczne cechy postaci. Dwa lub trzy razy przewidziałam bieg wydarzeń, przez co zepsułam sobie zabawę… i to wszystko wina wyglądu czy nietypowego koloru włosów.

Kreska 2/2
Nie mogę nie dać pełnych dwóch punktów. Pewnie wiele osób stwierdziłoby, że to nieodpowiednia ocena… ale kreska była po prostu urocza. Wygląd zewnętrzny wpasował się w charaktery bohaterów, a miny Saito rozwaliły mi system i kartę graficzną.

Bohaterowie 1.75/2
Główni bohaterowie podbili moje serce. Louise jest typową tsundere, jednak… gdyby taka nie była, komedia nie miałaby się na czym oprzeć. Jeśli zaś chodzi o Saito, to zostaje on moim faworytem do dziś.
O czarnych charakterach mówić chyba nie muszę… może poza tym, że pewny „młody siwy kolega” wkurzył mnie do granic możliwości i został wrogiem publicznym numer jeden. Obejrzyjcie aby przekonać się dlaczego (i o kim w ogóle mówię). Naprawdę warto.

Punktacja – 8/10
Ocena szkolna – bardzo dobry


Polecam / Nie polecam / Trudno powiedzieć

Tutaj obejrzysz to anime z polskimi napisami (Anime Shinden)
Tutaj przeczytasz mangę w języku polskim (Centrum Mangi)

Tutaj przesłuchasz opening [full] (YouTube)
Tutaj przesłuchasz ending [full] (YouTube)

Saito i Louise
(źródło obrazka)

4 komentarze:

  1. O nie, o nie, o nie. Koszmar minionego dzieciństwa czy jakkolwiek to można nazywać. Chociaż to była jedna z pierwszych serii, to od początku nosem czuć się dało to, co czyha nad biednymi mangowcami od wielu lat niestrudzenie - HAREM. Na dodatek wpakowano także dwa terminy w postaci tsundere i ecchi, czyli humor majciano-bitny w podwójnym natarciu.

    Podziwiam Cię, Yui-chan, ale po pierwszym sezonie nie ujrzałam w "Zero no Tsukaima" nic, co zmusiłoby mnie do sięgnięcia po kolejne sezony. Ze screenów wywnioskowałam dodatkowo tyle, że jest coraz więcej cycków, więcej "baka!" w wykonaniu Louise aka Kugumiya Rie i więcej kopania po jajcach głównego bohatera. Nawet jako wyjadacz komedii nie umiałam się śmiać z żartów, gdzie Saito jest nieustannie okładany, a wszyscy dokuczają Zero za posiadanie stanika rozmiar -AA (tak płaskie, że aż minus). Główna para leje się po narządach rozrodczych przez wszystkie serie. Ciężko doszukać się tu zdrowego romansu, a ja zostałam znieczulona na wszelkie sekundy czułych słówek, jakie się pojawiały.

    Na pewno nie zgodzę się też ze stwierdzeniem, że kolorystyka jest pastelowa. Jest ona oczorąbna jak dyskotekowy stroboskop. Wyszukaj screeny od, powiedzmy, "Kimi ni Todoke", "Natsume Yuujinchou", "Nodame Cantabile" czy nawet "Sukitte Ii na yo.". Jak dla mnie niebo i ziemia w odróżnieniu od jaskrawych czupryn i intensywnie zielonych teł.

    Nie, nie poleciłabym każdemu. To nie "Death Note", który możesz dać zagorzałemu anty-mangowcomi i łyknie go bez problemów. Może to dlatego, że jestem za stara na tego typu serie x_x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż… myślę, że dopiero teraz mogę przyznać ci rację. DOPIERO teraz, czyli po obejrzeniu serii drugiej. Pierwsza wydała mi się całkiem interesująca, a ponieważ Louise zaczęła mi przypominać nieco Taigę z "Toradora!", z lekkością oglądałam dalej i nie zwracałam zbytniej uwagi na niektóre momenty... no cóż, głównie na te gwałcące gałkę oczną.

      Niedługo powinnam zrobić przerywnik w postaci recenzji filmu pełnometrażowego, a następnie zrecenzuję drugą serię "Zero no Tsukaima", która na pewno nie będzie miała aż tak wysokich not. Zrządzenie losu, że dosłownie przed sekundą skończyłam oglądać i niektóre zachowania bohaterów po prostu zwalały z nóg w tym złym znaczeniu... jakby się uwstecznili.

      Co do kolorystyki, może po prostu ja tego nie widzę. Nie przeszkadzała mi ona podczas oglądania (choć była intensywna), a kresce (która sama w sobie jest plusem tej pozycji) dodawała specyficznego uroku.

      No cóż, jak już poruszyłaś temat wieku... to mogę zdradzić, że jestem jeszcze wyrostkiem i może inaczej na to patrzę. Jednak czystego idiotyzmu (który w drugiej serii mnie pobił) nie strawię za Chiny, i taka postać rzeczy na pewno odbije się na ocenie. Dość mocno.

      Gusta są różne... a co najgorsze, zmieniają się z czasem. Dlatego prawdopodobnie dopiero wtedy gdy dojrzeję do końca, spojrzę pod innym kątem na serię "Zero no Tsukaima".

      Pomimo wszystkiego: Pierwsza seria była dość zabawna i nie żałuję, że ją obejrzałam. A druga, to już zupełnie inna historia, którą opowiem kiedy indziej. ^^

      Pozdrawiam
      Yui_chan

      Usuń
    2. Nie karcę Cię przecież za to, że masz odczucia takie, a nie inne! Fakt, że obejrzałam dużo serii sprawia, że łatwo mogę coś z czymś porównać albo spojrzeć na to przez pryzmat czasu (i pewnie niesamowicie męczę tymi porównaniami "bo kiedyś ja"... przepraszam, bardzo przepraszam!). Jednak przy zestawieniu z dwoma już opisanymi romansami, która jedna była na dodatek komedią sprawia, że ze zdumieniem czytałam tak pochlebną recenzję.

      A już miałam Ci porównywać "Zero no Tsukaima" z "Toradorą!"! XD Taiga ma ten sam głos, ale jako postać wyszła niepomiernie lepiej (mimo tej samej intonacji "Ryuuji no baka!" pani Rie). W ogóle "Toradora!" to inna, bardzo fajna para kaloszy, bo uniknęło dwóch kluczowych kategorii.

      Gdyby "Zero" skończyło się na jednym sezonie, wtedy może nie byłoby tak źle - pocałowali się, inne kandydatki zostały odesłane, więc mogły by być z tego jakieś widoki. Ale fanserwis zeżarł wszystko. Nie wspominając o pewnej elficzce z miseczką z dolnej części alfabetu.

      Ja bym po prostu nie używała słowa "pastelowe". Nie mówię, kreska i animacja jest ładna, płynna, odpowiednia, a jak na ten gatunek nawet bardzo. Ale na kolory studio nie szczędziło.

      Wiek! Tak jakbym się przejmowała! Piszesz bardzo poprawnie językowo, przyjemnie, i wiek nie ma nic wspólnego z odbiorem anime, jeśli masz pracowite, szare komóreczki (no przepraszam, ale proszę nie podważać mojego osądu, że masz ich w nadmiarze). Owszem, z czasem punktacja za daną serię może falować, gusta mogą się zmieniać, jednak ogólne zdanie na dany temat człowiek ma od początku. W pewnym sensie ja też nie żałuję, że obejrzałam "Zero". Wiem, co jest popularne (bo jest) oraz mogę dzięki temu porównać z innymi anime. No i świat był wyjątkowy, szkoda, że nie do końca dopracowany. Żal mi było wątku z Henriettą, bo był zbyt szybko załatwiony, a miał spory potencjał.

      I przyznaję, tak wtrącając, opening z "Zero no Tsukaima" jest straszliwie chwytliwy. Nie słuchałam go dawno, ale pamiętam go _^_ Zawsze plus!

      Jeśli opiszesz drugą serię, to po raz pierwszy nie będę miała nic ciekawego do powiedzenia w temacie. Będę mogła Ci jedynie przytaknąć, że spodziewałam się tego i chwała, że sobie odpuściłam ;)

      O, o, jaką kinówkę? Wiem, że nie zdradzisz, ale jestem ciekawa. Recenzja będzie niedługo? Niah, niah, nie mogę się doczekać :3

      Pozdrawiam!
      Dziab

      Usuń
    3. Rozbawiła mnie twoja odpowiedź... i nie mam tu na myśli nic złego. Wszystko dlatego, że trochę się spodziewałam takiej reakcji na mój komentarz. Ja dobrze wiem, że ty mnie nie karcisz za mój "pryzmat czasu", ani nie dobijasz mnie opisami "kiedyś ja". Ja je wręcz lubię. :>

      Dziękuję, że znajdujesz te kilka minut, aby napisać mi o swoich odczuciach. Jestem zbudowana prościej niż cep. Mam taką dziwną potrzebę czytania rozbudowanych opinii. Dlatego tępię pestycydami komentarze, które sprowadzają się do jednego: "Było super, kiedy kolejny post?". A zazwyczaj jest to jeszcze napisane językiem, którego nie rozumiem np. "Super opko, czekam na nexta". Tak naprawdę nie wiem, czy osoba pisząca w ogóle przeczytała moją recenzję. Dobijające...

      Moje odczucia względem drugiej serii były jak najbardziej autentyczne. Są plusy, ale jest też więcej minusów... głównie ecchi, które zostało wyeksponowane i zajmuję połowę miejsca. To osłabiło mój tymczasowy zachwyt nad zamysłem tego anime.

      A tak na marginesie... słowo "pastelowe" wpisałam chyba automatycznie. Gomene, poprawię się w przyszłości. ^^

      Recenzja powinna pojawić się jeszcze jutro, chociaż niczego nie obiecuję. Skończę oglądać dzisiaj, a napiszę po przespanej i przemyślanej nocy. Zagryzę jakimś ciasteczkiem, popiję herbatką, i usiądę do komputera w pełni sił. ^.^

      Również serdecznie cię pozdrawiam i życzę miłych snów. :3
      Yui_chan

      Usuń